Wednesday, September 28, 2011

Inspiracje: Matt Harding

Pomyślałem, że spróbuję opisać ludzi, którzy mnie inspirują. Ludzie, dzięki którym otwierają się, ukryte do tej pory, klapki w moim mózgu. Już teraz wiem, że to będzie cykl więc publikował go będę pod wspólnym tytułem: Inspiracje.

Zaczęło się chyba od Matt'a Harding'a. Na pierwszy jego klip na Youtubie trafiłem pewnie jak wszyscy inni. Ktoś mi wysłał linka z tekstem w rodzaju: "widziałeś tego tańczącego kolesia? Niezły model!!!". Jeśli jakimś cudem jeszcze nie wiecie o kim mówię to obejrzyjcie sobie jego pierwszy klip.




Jeśli nie znacie tej historii to oto ona.

Matt Harding jest Amerykaninem. Sam siebie określa jak obibok i leń. Jedyną rzeczą, na której się zna to gry komputerowe. Mając dwadzieścia kilka lat dostał pracę jako edytor w jednej z australijskich firm wydających gry komputerowe. Zrezygnował po jakimś czasie bo jak sam stwierdził, nie miał ochoty poświęcić dwóch lat życia na produkcję gry, w której bohater ma za zadanie zabić jak największą ilość ludzi. Nie mając absolutnie nic do roboty i żadnych konkretnych planów na przyszłość postanowił wrócić z Australii do Stanów okrężną drogą. Za zaoszczędzone pieniądze kupił abonament lotniczy na podróż dookoła świata i wyruszył. Przed wyjazdem założył stronę internetową, na której zamieszczał krótkie informacje gdzie jest i co robi. Stronę zatytułował  wherethehellismatt.com , czyli "gdzie-do-diabła-jest-Matt.com".

Wszystko zaczęło się w Hanoi, w Wietnamie. Poprosił swojego znajomego, żeby nakręcił go na tle wietnamskiej ulicy. Miał być krótki film do wrzucenia na stronę. Ponieważ ujęcie było nudne, znajomy zasugerował, żeby Matt odtańczył ten taniec, który miał w zwyczaju tańczyć kiedy czekali w stołówce na lunch. (obaj pracowali w tej samej firmie w Australii). Chodziło o to, że Matt miał w zwyczaju w bardzo specjalny sposób "poganiać" osobników wstrzymujących kolejkę. Jeśli ktoś zbyt długo zastanawiał się jakie potrawy ma położyć na swoją tacę, Matt stawał obo niego i odstawiając głupkowaty taniec, mruczał: "Jestem głodny... pośpiesz się... zaraz tu umrę z głodu, i to będzie twoja wina... " i tak dalej w tym stylu. Matt uznał, że to świetny pomysł i od tej pory w każdym nowym miejscu nagrywał podobny klip. Tak narodził się Tańczący Matt.

Po powrocie do domu zmontował krótki film ze wszystkim scenami i wrzucił na swoją stronę. Wtedy jeszcze nie było Youtube. Dajecie wiarę?! Osiem lat temu jeszcze nie było Youtuba!!! Czy ktoś z was wyobraża sobie teraz świat bez Youtube i podobnych portali?! Przez kilka miesięcy niewiele się działo. Aż w pewnym momencie jego serwer eksplodował. Nagle, zupełnie bez zapowiedzi, jego film miał po 20 tys. "uderzeń" dziennie. Z dnia na dzień stał się sławny. Zaczął dostawać maile od naprawdę sławnych ludzi, a za nimi posypały się zaproszenia z różnych programów telewizyjnych. Chłopak oczywiście skwapliwie korzystał z tych zaproszeń i nie ma mu się co dziwić.

Ale jeden mail był szczególny. Napisał do niego przedstawiciel firmy produkującej gumę do żucia Stride. Ich propozycja była dość szczególna. Zaproponowali, ni mniej ni więcej, że zapłacą za jego kolejną podróż i nie chcą w zamian nic więcej, poza umieszczeniem na końcu filmu informacji o tym fakcie. Czy ktoś z was by nie skorzystał? Nie ma chyba takiej osoby, nie? I tak się stało, że w niespełna dwa lata po powrocie z pierwszej podróży, Matt wyruszył w następną. Budżet przeznaczony przez sponsora miał oczywiście swoje granice ale i tak udało mu się być w 42 różnych krajach.  Efektem był kolejny film.


I nie byłoby w tym filmie nic szczególnego gdyby nie jedna scena. Chodzi o ujęcie tańczących z Mattem dzieci w małej wiosce gdzieś w Rwandzie. Gdyby nie ta scena i to, co z niej się potem urodziło, cały ten film byłby niczym więcej, niż dokumentacją podróży szczęściarza, któremu udało się zwiedzić kawał świata za czyjeś pieniądze.

A było to tak. Matt wylądował w Rwandzie zupełnie przypadkiem. Zresztą wiele ciekawych rzeczy jest dziełem przypadku. Czekając na lot w jakieś inne miejsce pojechał ze znajomym, który tam mieszkał, zwiedzić kawałek okolicy. Oczywiście był świadomy co się zdarzyło w Rwandzie. Zresztą był tam w 12 rocznicę tragicznych zdarzeń. Zatrzymali się w jakieś małej wiosce. Matt stwierdził, że nakręci tutaj scenę tańca - może przyda się w ostatecznej wersji filmu. Zanim skończył pierwsze ujęcie wszystkie dzieciaki, które były w zasięgu wzroku tańczyły razem z nim. Zanim skończył trzecie ujęcie, otoczony był przez wszystkie wioskowe dzieci i połowę dorosłych. Wtedy jeszcze nie zdawał sobie sprawy z tego, gdzie go ten taniec w Rwandyjskiej wiosce zaprowadzi.

Wszystko zaczęło się po powrocie do domu. Te Rwandyjskie dzieci ciągle do niego wracały. W myślach, oczywiście. Im dłużej o nich myślał, tym bardziej krystalizował mu się w głowie nowy pomysł. A przyszło mu do głowy, żeby znowu wyruszyć w świat i znowu zatańczyć w różnych dziwnych miejscach. Tylko tym razem postanowił zaprosić do tańca innych. Dostawał mnóstwo maili z całego świata. Pisali do niego fani prosząc, żeby odwiedził ich jeśli będzie w okolicy. Napisał do Stride pytając, czy nie zasponsorowaliby mu kolejnej podróży. Odpowiedź była pozytywna i pomysł zaczął nabierać realnych kształtów. Umieścił informację na swojej stronie wraz z formularzem zgłoszeniowym, wysłał maila do wszystkich tych, którzy do niego dotąd napisali i, po chyba 8 miesiącach, przyszedł czas realizacji pomysłu. A oto efekt czyli trzeci film.


No dobra, ale gdzie tu inspiracje, ktoś zapyta?
Myślę, że dotarło do mnie, że świat jest inny niż ten, który sprzedają nam media. Nie ma w nim strachu, nie ma zawiści, nie ma wyścigu szczurów. Jest za to mnóstwo zwykłych ludzi, którzy chcą się po prostu powygłupiać. Tak jak ja to często robię, bo bardzo lubię słuchać jak Marzena się śmieje. Pewnie dlatego niemalże zawsze oglądam ten trzeci film śmiejąc się przez łzy. Bo jak napisał jeden z fanów w komentarzach pod filmem:

"Matt, dzięki tobie znowu uwierzyłem, że jednak jest dla nas jeszcze jakaś nadzieja..."

I choć nadzieja jest matką głupich to myślę, że to będzie najlepsza puenta tego postu.

1 comment:

  1. "I choć nadzieja jest matką głupich to myślę, że to będzie najlepsza puenta tego postu."
    ... i najlepsza matka dla naszego świata !
    Dziękuję Ci za przybliżenie tej historii. Mam takie same odczucia.
    Pozdrawiam serdecznie
    Małgosia

    ReplyDelete

Kochani!!! Podpisujcie się chociaż imieniem!
Niech wiem, kto do mnie pisze!
Bo włączę opcję z koniecznością rejestracji...