Tuesday, October 11, 2011

Doniesienia z frontu

He, he...

"Doniesienia z frontu" - tak jeszcze niedawno zaczynałem posty opowiadające o nowych osiągnięciach (lub ich braku) w naszej stoczni remontowej. Remont się skończył (taki skrót myślowy bo każdy, kto choć raz miał jacht wie, że to się nigdy nie skończy) i jakoś pusto się w moim życiu zrobiło. No więc... wymyśliłem sobie kolejny ugór do zaorania. Będę uczył Marzenę żeglarstwa (zabije mnie, ale czego nie robi się dla bloga :))))))))

A prawda jest taka, że nawet mi się to podoba. Po pierwsze pływamy po ok. dwie godziny dziennie. Wychodzimy godzinę przed wysoką wodą, wracamy godzinę po. Do tego, przez te dwie godziny dużo się dzieje. Zupełne przeciwieństwo nudnego płynięcia przez sześć godzin do np: Lymington. Pomijając sam proces uczenia, to dookoła nas pełno jest drobnoustrojów. Ponieważ warunki pływowe (a to dopiero ciekawe określenie...) są sprzyjające, to na wodę wylegają wszelkiej maści regatówki. Od starych Mirrorów, przez Lasery aż do RS-ów z laminowanymi żaglami. Trzeba mieć oczy dookoła głowy, żeby czegoś nie rozjechać. Na szczęście jesteśmy najwięksi, więc nie musimy bać się, że ktoś rozjedzie nas. A po drugie - sama nauka. Jest takie powiedzenie: "najlepiej się uczysz - ucząc". Nasze uczenie jeszcze nie doszło do takiego etapu, żebym musiał sięgnąć do książek ale to nastąpi już niedługo. Na razie "wałkujemy" podstawy. Dlaczego jacht płynie? Jak ustawić żagle, żeby jacht płynął? Co to jest nawietrzność i zawietrzność? Jak wykorzystać pracę żaglami aby pomóc sobie w zrobieniu zwrotu? Jak zrobić zwrot przez sztag? I tak dalej... 

Muszę się przyznać, że zrobiłem duży błąd w początkach  naszego pływania. Nie rozumiałem, że bez wytłumaczenia absolutnych podstaw nie ma możliwości nauczenia reszty. Wydawało mi się, że jak wytłumaczę Marzenie jak trzymać kurs na punkt lub kompas to ona automatycznie zacznie uwzględniać wszystkie zmienne, które na utrzymanie tego kursu mają wpływ. Czyli zmianę kierunku i siły wiatru, zmianę zafalowania, prądy pływowe, przechył i całą tą resztę tak dla mnie oczywistą. Dopiero teraz widzę, że tak się nie da. Bez wytłumaczenia jak powstaje siła ciągu na żaglu nie da się wytłumaczyć jak zrobić zwrot, że o poprawnym ustawieniu tegoż żagla nie wspomnę. Tak więc zaczęliśmy od podstaw i wygląda na to, że oboje bawimy się równie dobrze. Brakuje mi wprawdzie przygotowania merytorycznego to tego, żeby uczyć... ale staram się. Zobaczymy jakie będą efekty. 

Inną dobrą stroną pływania po dwie godziny dziennie jest to, że mam czas zrobić coś przy łódce. W ostatnią sobotę przed wyjściem na wodę zrobiłem potrzebne zakupy a po przypłynięciu zamontowałem smarownicę do dławicy. Dławica to, w wielkim skrócie, rura wypełniona smarem wstawiona w kadłub, przez którą przechodzi wał śruby. Smar jest po to, żeby woda nie ciekła do środka. Ze względu na wibracje i dosyć duże obroty nie można wału uszczelnić zwykłymi uszczelkami. Smar, którym wypełniona jest dławica, bardzo szybko się zużywa i trzeba go często uzupełniać. Do tej pory robiłem to za pomocą specjalnej nakrętki na wewnętrznym końcu dławicy. Upierdliwe to był strasznie, bo po pierwsze nakrętka była wielkości kieliszka, więc trzeba ją było bardzo często napełniać. A po drugie, żeby się do niej dostać, trzeba było odkręcić ściankę boczną przedziału silnikowego. Zanabyłem więc na ebay'u specjalną smarownicę. Wygląda to jak wielka strzykawka tylko tłok się wkręca zamiast wciskać. Zrobiona jest z mosiądzu i wchodzi to środka jakieś pół kilo smaru. Zamontowałem ustrojstwo w achterpiku (skrajny schowek na rufie... w sensie - z tyłu) i podłączyłem do dławicy za pomocą elastycznej rurki. Teraz wystarczy podnieść pokrywę achterpiku i smarownica jest w zasięgu ręki. 

Najlepsze w tym wszystkim jest to, że mam cały zestaw za połowę ceny. Wspomniałem, że samą smarownicę kupiłem na ebay'u. Problem był taki, że nie było żadnych końcówek do podłączenia. Ale pamiętałem sklep, w którym dorobili mi rurkę do silnika i wiedziałem, że będę mógł kupić tam wszystkie potrzebne połączenia. Tak też się stało. Całość kosztowała mnie 50 funtów. Taka sama smarownica, wraz z kompletem podłączeń, kosztuje w najtańszym w okolicy sklepie żeglarskim 98 funtów. Zarobiłem połowę.

A w sobotę - znowu do szkoły :)) Może przy okazji uda się zrobić szafkę nad nawigacyjnym. Już nie mogę patrzeć na te kable wystające ze ściany.  

Za tydzień kolejne doniesienia z frontu.

1 comment:

  1. Zabiłam Go!! Ale, czego nie robi się dla bloga! ;) Szanując czytelników pozostawiam niezmieniony charakter bloga. Treść wpisów, oraz wyrafinowany dowcip byłego autora pozostaną! Zaręczam, że nie zauważycie zmian na blogu! Dla tych najbardziej wymagających pozostawię również podpis byłego autora. A, więc za tydzień kolejne doniesienia z frontu. :)

    ReplyDelete

Kochani!!! Podpisujcie się chociaż imieniem!
Niech wiem, kto do mnie pisze!
Bo włączę opcję z koniecznością rejestracji...