Monday, March 4, 2013

Tadeusz Nalepa.

Dzisiaj jest szósta rocznica śmierci Tadeusza Nalepy.

Spotkałem się z Nim pierwszy raz chyba w lecie 1997. Jesienią mieliśmy otworzyć dużą salę w Proximie, a ja dostałem fuchę szefa artystycznego klubu. Nieźle brzmi, biorąc pod uwagę, że o "robieniu" koncertów i muzyki w ogóle wiedziałem wtedy tyle, co teraz na temat fizyki kwantowej. Potem to się zmieniło... ale to było potem. Wymyśliłem sobie, że zrobimy cykliczną imprezę mającą mieć format bluesowego jam session. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że taka impreza nie ma szans powodzenia a już na pewno nie ma co liczyć, że będzie dochodowa. Ale to było wtedy i żyłem w błogiej nieświadomości. Oczywistym gospodarzem takiej imprezy miał być Tadeusz Nalepa. Mieszkał pod Warszawą, co bardzo ułatwiało sprawę. Zdobycie telefonu zajęło mi ze dwa dni, zadzwoniłem, przedstawiłem pomysł i umówiliśmy się, że mnie odwiedzi w klubie, zobaczy jak miejsce wygląda i będziemy mieli okazję przegadać pomysł w cztery oczy.

Pamiętam, że to był środek lata, bo parking przed klubem był pusty. Ponieważ tuż obok klubu są dwa największe akademiki Uniwersytetu Warszawskiego to jedyny okres, kiedy na nim nie ma samochodów to dwa miesiące letnie, kiedy są wakacje a nie ma sesji. Pamiętam, że umówiliśmy się na 14.00. Gdzieś w okolicach 13.30 stanąłem sobie w otwartych drzwiach wejściowych paląc papierosa. W pewnym momencie wjechał na parking samochód, zatrzymał się i zgasił silnik. Zaszczyciłem go jednym spojrzeniem i dalej kontemplowałem buro-różowy budynek Geologii. Skończyłem palić i wszedłem do środka. Tuż przed 14 podszedłem do drzwi, żeby sprawdzić czy nie ma tam przypadkiem mojego gościa, ale nie było nikogo poza tym jednym samochodem na środku parkingu. Już miałem wracać do środka, kiedy drzwi samochodu otworzyły się i wysiedli z niego Tadeusz z żoną. Wolnym krokiem skierowali się do klubu. Kiedy zapukali do drzwi spojrzałem na zegarek - była dokładnie druga godzina. 

Spotkaliśmy się jeszcze kilka razy w ciągu następnych kilku tygodni. Koniec końców - z imprezy nic nie wyszło, ale jedna rzecz zawsze odbywała się tak samo. Tadeusz przyjeżdżał pod klub około pół godziny wcześniej i siedział w samochodzie tyle czasu, żeby do drzwi zapukać dokładnie o wyznaczonej godzinie. W trakcie jednego z naszych ostatnich spotkań w klubie, zapytałem go dlaczego tak robi. Przecież wie, że ktoś jest w klubie przez cały czas. Może przyjść wcześniej, nie musi siedzieć na parkingu. Odpowiedział mi, że punktualność jest sposobem okazania szacunku drugiej osobie. Z naszych rozmów może nic nie wyjść, ale to nie znaczy, że nie powinniśmy się szanować. Muszę powiedzieć, że bardzo mi tym zaimponował. On był przecież niekwestionowaną gwiazdą polskiego bluesa, a ja? Sroce spod ogona wypadnięty, pożal-się-Boże szef artystyczny klubu o którym nikt nie słyszał, a który dopiero miał się stać najlepszym koncertowym klubem w Polsce.

Z imprezy nic nie wyszło, ale mnie zdarzyło się pracować z Tadeuszem jeszcze kilka razy i zawsze imponował mi tą swoją punktualnością. A muszę powiedzieć, że to była jedna z ostatnich rzeczy jaką ja się przejmowałem. W ogólniaku miałem ksywę "student". Nie dlatego, że byłem taki orzeł ale dlatego, że zawsze spóźniałem się na lekcję 15 minut, czyli tzw. studencki kwadrans. Dużo w tym było pokazania, że to JA decyduję o tym jak wygląda mój dzień, a nie jakiś dyrektor jakiegoś liceum. Ale prawda jest też taka, że byłem straszliwie roztrzepany i przejmowanie się zegarkiem, było na jednym z ostatnich miejsc na liście moich priorytetów. Tym bardziej zachowanie Tadeusza mi zaimponowało.

Parę lat później mieszkałem w Birmingham i byłem jedną nogą w grobie. Patrząc perspektywy czasu myślę, że zostało mi kilka miesięcy życia. Kilka miesięcy wcześniej, zaraz po moim przyjeździe do Anglii, świat zawalił mi się na głowę i nie miałem pojęcia, jak sobie dać z tym radę. Nie chciałem się wykończyć, ale też nie potrafiłem wrócić między normalnych ludzi. Jedyna rzeczą, która trzymała mnie przy życiu, jedyną rzeczą która sprawiała, że nie spałem w rynsztoku była praca w składzie materiałów budowlanych. Miałem świadomość tego, że jeśli stracę pracę to moje dni są policzone. Resztki dumy nie pozwoliłyby mi żyć na ulicy. Ale nawet mimo tego, że zdawałem sobie sprawę, jak ważne jest dla mnie utrzymanie pracy, codziennie rano staczałem walkę, że w ogóle wstać z łóżka. Jedyna rzecz, która mnie zmuszała do wstania i wyjścia "w świat", była pamięć o tym, co Tadeusz powiedział na temat szacunku i punktualności. Złapałem się tego wspomnienia jak tonący brzytwy, wmówiłem sobie, że jeśli uda mi się ta jedna rzecz, w sumie bardzo prosta dla kogoś... normalnego, czyli być codziennie rano punktualnie w pracy, to może zdarzy się cud. Może pojawi ktoś, kto doceni moje starania i wyciągnie z tego piekła.

Tym ktosiem był mój brat.  

Do zobaczenia Panie Tadeuszu... i dziękuję.


 



"... Do Ciebie pieśnią wołam Panie,
do Ciebie dzisiaj krzyczę w głos.
Ty jesteś wszędzie, wszystkim jesteś dziś,
lecz kamieniem nie bądź mi.

Do Ciebie pieśnią wołam Panie,
bo ponoć wszystko możesz dać,
więc błagam daj mi szansę jeszcze raz,
daj mi ją ostatni raz.

Już nie zmarnuję ani chwili,
bo dni straconych gorycz znam,
więc błagam daj mi szansę jeszcze raz,
daj mi ją ostatni raz.

Do Ciebie pieśnią wołam Panie,
do Ciebie dzisiaj krzyczę w głos.
Daj mi raz jeszcze od początku iść,
daj mi szansę jeszcze raz.


Wystarczy abyś skinął rę
Wystarczy jedna Twoja myśl
A zacznę życie swoje jeszcze raz
Więc o boski błagam gest   

A jeśli życia dać nie możesz,
to spraw bym przeżył jeszcze raz
tę miłość, która już wygasła w nas,
spraw bym przeżył jeszcze raz.

Do Ciebie pieśnią wołam Panie,
do Ciebie wznoszę mój błagalny głos.
Ty  ptakiem, chlebem wszystkim jesteś dziś,
lecz kamieniem nie bądź mi..."






  

2 comments:

  1. Chyba nie mialam pojecia o obrazie Twej rzeczywistosci.... wytrwale trzymam za Ciebie kciuki ... trzymaj sie !! niech optymizm Cie nigdy nie opuszcza !!!!!! Kasia N. siostra

    ReplyDelete
  2. Znasz takie powiedzenie: "Co cię nie zabije to cię wzmocni"?
    Wygląda na to, że uparłem się sprawdzać przez całe życie jego prawdziwość :))))

    ReplyDelete

Kochani!!! Podpisujcie się chociaż imieniem!
Niech wiem, kto do mnie pisze!
Bo włączę opcję z koniecznością rejestracji...